Kolejna próba zaatakowania 4. pozycji zakończyła się niepowodzeniem. W poniedziałek byki EUR/USD osiągnęły pięciomiesięczne maksimum na poziomie 1,0498. Para nie utrzymała się jednak długo na tym poziomie - w trakcie sesji amerykańskiej spadła i zakończyła dzień handlowy na poziomie 1,0340. O ile impulsywny wzrost był nieuzasadniony i nietypowy (pomimo doniesień z Chin), to spadkowy impet sprowokowała konkretna osoba – prezes Europejskiego Banku Centralnego Christine Lagarde.
Lagarde przedstawiła swój półroczny raport członkom Komisji Gospodarczej i Monetarnej Parlamentu Europejskiego. Temat raportu był bezpośrednio związany z polityką pieniężną, więc przemówienie wywołało zwiększoną zmienność na parze, co nie było na korzyść euro. Warto zauważyć, że retoryka Lagarde była dość sprzeczna. Można było różnie oceniać jej przemówienie, zarówno na korzyść, jak i na niekorzyść. Ostatecznie traderzy wybrali drugą opcję: w efekcie euro osłabiło się nie tylko w stosunku do dolara, ale także w wielu parach krzyżowych.
Lagarde powiedziała więc, że EBC będzie nadal podnosił stopy procentowe, pomimo spowolnienia działalności gospodarczej w strefie euro. Przyznała, że wysoki poziom niepewności, zaostrzone warunki finansowe i spadający globalny popyt wywierają presję na wzrost gospodarczy w Unii Europejskiej. Jednak rekordowy wzrost inflacji w strefie euro, jej zdaniem, zmusza EBC do dalszych działań. Lagarde wyraziła wątpliwość, czy wskaźnik cen towarów i usług konsumpcyjnych w strefie euro osiągnął swoje szczytowe wartości. Zauważyła, że koszt hurtowych dostaw energii nadal rośnie (co jest głównym motorem inflacji), więc spowolnienie wzrostu CPI w listopadzie wydaje się niezwykle mało prawdopodobne.
Lagarde powiedziała, że "byłaby zaskoczona", gdyby inflacja osiągnęła swój szczyt w październiku.
Oczywiście, retoryka jest jastrzębia. W innych okolicznościach byki na parze EUR/USD wykorzystałyby sytuację i ruszyły w górę, wykorzystując swój sukces (czyli w naszym przypadku osiedliłyby się w obszarze 5. pozycji).
Gdyby nie jedno "ale".
Lagarde dała jasno do zrozumienia w Parlamencie Europejskim, że spowolnienie tempa podwyżek stóp procentowych w grudniu jest nadal przedmiotem dyskusji. W ten sposób zajęła neutralne stanowisko w sporze wielu przedstawicieli EBC. Mario Centeno, Philip Lane, Francois Villeroy de Galo i Klaas Knot publicznie opowiedzieli się za mniejszym tempem zacieśnienia polityki pieniężnej. Natomiast jastrzębia strona banku centralnego reprezentowana przez Roberta Holzmanna, Isabelle Schnabel i Joachima Nagela opowiedziała się za podwyżką stóp w grudniu o 75 punktów. Lagarde utrzymuje stanowisko "ponad tą walką". Według niej bank centralny podejmie odpowiednią decyzję w oparciu o wiele czynników: "...będzie ona oparta na naszej zaktualizowanej prognozie, trwałości szoków, reakcji oczekiwań płacowych i inflacyjnych oraz na naszej ocenie sytuacji odnośnie przekazania naszego stanowiska politycznego". Na podstawie kompleksowej analizy tych czynników EBC zdecyduje, jak bardzo i jak szybko należy podnosic stopy procentowe.
Takie wypowiedzi otrzeźwiły byki na parze EUR/USD, po czym cena cofnęła się i ruszyła do dziennych minimów, w okolice 3. pozycji. Jeszcze w pierwszej połowie poniedziałku "piłka była po stronie" byków na parze euro-dolar, które wykorzystały osłabienie dolara i umocnienie się jastrzębich nastrojów co do dalszych działań EBC. Jednak dyplomatyczne sformułowania Lagarde, dopuszczające różne scenariusze (zarówno gołębie, jak i jastrzębie), nie pozwoliły bykom na ugruntowanie swojego sukcesu. W konsekwencji niedźwiedzie przejęły inicjatywę i przywróciły cenę do poprzednich pozycji.
Na dodatek po południu rynek zareagował na wydarzenia w Chinach, które potoczyły się zbyt dynamicznie i nieoczekiwanie.
Po pierwsze, rośnie liczba przypadków koronawirusa w Chinach. W zeszły czwartek Pekin zgłosił 31 000 nowych zachorowań, dodając, że było to najsilniejsze dzienne tempo wzrostu w historii pandemii. Później okazało się, że anty-rekordy ChRL są aktualizowane prawie codziennie. W poniedziałek liczba zachorowań przekroczyła już 40 000. Epidemia COVID w Chinach wiąże się z kolejną falą lockdownów. Ścisła kwarantanna została już nałożona w wielu miastach w całym kraju, a miliony ludzi są zamknięte w swoich domach. Przedsiębiorstwa i firmy przeniosły swoich pracowników na tryb pracy zdalnej (tam, gdzie jest to możliwe ze względu na charakter ich pracy). Wiadomo, że Chiny prowadzą politykę "zerowej tolerancji" dla koronawirusa, nic więc dziwnego, że władze zareagowały na sytuację z najwyższą surowością. I ta okoliczność zrodziła drugi problem: w Chinach wybuchły protesty przeciwko restrykcjom związanym z koronawirusem.
W tej chwili trudno mówić o perspektywach ruchu protestacyjnego. W większości przypadków ludzie protestują przeciwko polityce "zero Covid", która ich zdaniem nie przynosi rezultatów, ale mocno uderza po kieszeni. W niektórych przypadkach wśród demonstrantów pojawiają się także żądania dymisji przywódcy Chin Xi Jinpinga. W każdym razie protesty te są już uważane za największe w Chinach od 33 lat, od protestów z 1989 roku (wydarzenia na placu Tiananmen).
Sądząc po dynamice indeksu dolara, traderzy obawiają się rozwoju wydarzeń. Sytuacja jest w pewnym sensie patowa: z jednej strony – możliwe zawirowania na rynkach w związku z protestami, z drugiej – negatywne konsekwencje zakrojonych na szeroką skalę lockdownów w głównych miastach Chin.
Tym samym obecne tło fundamentalne wyraźnie nie sprzyja wzrostowemu ruchowi euro (przede wszystkim jeśli mówimy o stabilnym rozwoju, a nie impulsywnym przełomie). Dlatego lepiej jest zająć pozycję wyczekującą lub rozważyć krótkie pozycje. Główny cel spadkowy nadal znajduje się na poziomie 1,0210 (środkowa linia wskaźnika wstęgi Bollingera na wykresie dziennym). Przekroczenie tego celu utoruje niedźwiedziom drogę do osiągnięcia poziomu parytetu.