Funt w parze z dolarem po raz pierwszy zbliżył się wczoraj do poziomu parytetu. Do niedawna taki scenariusz wydawał się nierealny – nawet ewentualny parytet euro i dolara był kiedyś traktowany z wielkim sceptycyzmem. Życie dyktuje jednak własne zasady: na chwilę obecną tylko kilkaset punktów pozostało do poziomu 1,0000 dla pary GBP/USD. W szczytowym momencie trendu spadkowego para znalazła się na 1,0345. To nowy historyczny dołek. Skala katastrofy jest porównywalna z wydarzeniami z 2016 roku, kiedy to brytyjska waluta spadła o ok. 16% w ciągu sześciu miesięcy, po ogłoszeniu wyników referendum w sprawie wyjścia Wielkiej Brytanii z UE. W tym roku funt stracił już 20% w stosunku do dolara, aktualizując historyczny anty-rekord cenowy.
Moim zdaniem dzisiaj jesteśmy świadkami swego rodzaju kulminacji procesów, które miały miejsce w ciągu ostatnich kilku tygodni. W "czarny" poniedziałek w przypadku brytyjskiej waluty wystrzeliła "ściśnięta od dłuższego czasu sprężyna". Zwróćmy uwagę, że para GBP/USD przekroczyła kluczowy poziom wsparcia 1,1000 nie wczoraj, ale pod koniec ubiegłego tygodnia, kiedy nowy minister finansów Kwasi Kwarteng ogłosił historyczną obniżkę podatków ze względu na największy wzrost zadłużenia od 1972. Ponadto w zeszłym tygodniu ogłoszono wyniki wrześniowego posiedzenia Banku Anglii. Niezdecydowanie brytyjskiego banku centralnego, który podniósł stopę procentową o 50 punktów bazowych (zamiast powszechnie oczekiwanej podwyżki o 75 punktów), tylko dolało oliwy do ognia.
Ogólnie rzecz biorąc, wczorajszy triumf niedźwiedzi GBP/USD jest zasługą nowej premier Wielkiej Brytanii Liz Truss, która, jak wiadomo, zastąpiła Borisa Johnsona. Jej zwycięstwo ogłoszono jakiś czas temu, na początku września, ale ze względu na śmierć królowej Elżbiety II pierwsze decyzje gospodarcze na Downing Street zapadły dopiero teraz.
Sugeruje to, że chmury nad funtem zaczęły gęstnieć pod koniec lata, kiedy Truss stała się wyraźną faworytką kampanii wyborczej. Wielu czołowych ekonomistów brytyjskich zaczęło wówczas bić na alarm, ostrzegając przed negatywnymi konsekwencjami jej decyzji, deklarowanych w hasłach wyborczych. Na przykład były wiceszef brytyjskiego banku centralnego Charlie Bean (który był także głównym ekonomistą banku centralnego) powiedział, że jeśli Truss wygra wyścig o fotel premiera i zrealizuje swoje zamiary, Wielka Brytania zmierzy się z "głębszą i dłuższą recesją". Przede wszystkim Bean był zaniepokojony planami obniżenia podatków i zwiększenia wydatków. W tym samym czasie rywal Liz Truss, Rishi Sunak, wcześniej pełniący funkcję ministra finansów, również skrytykował jej inicjatywę w dziedzinie podatków. Według niego "wyjątkowo problematyczne" będzie dla nowego rządu posiadanie stałego deficytu na sfinansowanie obniżek podatków.
Niemniej jednak nowy szef brytyjskiego Ministerstwa Finansów Kwasi Kwarteng ogłosił w miniony piątek swój mini-budżet z naciskiem na obniżki podatków. Nowa koncepcja zakłada odrzucenie planowanej wcześniej podwyżki podatku dochodowego od osób prawnych z 19% do 25%; obniżenie podstawowej stawki podatku dochodowego od osób fizycznych (z 20 do 19%); zniesienie 45% podatku dochodowego od osób fizycznych od dochodów powyżej 150 tys. funtów rocznie, a także zniesienie podwyżki składki ubezpieczeniowej o 1,25%.
Wszystko to sugeruje, że niedźwiedzie nastroje na parze GBP/USD będą się utrzymywały. Jednak w tej chwili wejście na krótkie pozycje jest ryzykowne, biorąc pod uwagę anormalnie wysoką zmienność. Moim zdaniem para ustabilizuje się w najbliższych dniach i sama określi nowy przedział cenowy aż do swojego następnego spadku. Do tego czasu wskazane jest przyjęcie postawy wyczekiwania.